"...Nagle koń stanął dęba przestraszony błyskawicą i widmem białych krzewów, w które obfituje las Fontainebleau, a które pojawiły się za ścieżką. Uderzenie pioruna jeszcze bardziej zatrwożyło konia, tak dalece, że zerwały się cugle i król nie był już w stanie zapanować nad wierzchowcem. Wówczas to zaczął się bieg okropny, szalony: koń uniósł go jakby w powietrzu.
Gdyby ktoś spotkał w tej chwili jeźdźca i rumaka, sądziłby, że to jakieś piekielne widmo i przeżegnał się. Lecz nie było tam nikogo, żadnej żywej duszy, żadnej nawet zamieszkałej chaty. Koronowany jeździec wśród grożącego niebezpieczeństwa pozbawiony był jakiejkolwiek szansy ratunku. A ulewny deszcz i coraz mocniejszy huk piorunów wzmagały jeszcze niesłychany galop konia. Henryk II z obłędem w oczach starał się rozpoznać drogę i zorientował się po niektórych drzewach, że prowadzi ona na wierzchołek skalistej góry, u stóp której była głeboka przepaść".