"- Pudło - szepnął do siebie, ale w tej chwili poczuł, że koń się zachwiał, zmylił rytm galopu, stracił szybkość.
Oficer gwałtownym ruchem uwolnił stopy ze strzemion. Wierzchowiec przebiegł jeszcze kilka kroków, przysiadł na zadzie i runął bezwładnie.
Kiedy koń padał, jeździec zeskoczył na ziemię i przynaglany niebezpieczeństwem pomknął co sił w nogach prosto przed siebie. Wyprzedzał pogoń o jakieś sto kroków. Łąka schodziła do na wpół wyschniętego strumienia, ukrytego za wypukłością zbocza. Porucznik przebył kamieniste łożysko i znalazł się przed wielką jaskinią, zagrodzoną u wejścia przez bloki skalne, pomiędzy które wpływała strużka wody.
»Ocaleję albo zginę« - pomyślał wstępując śmiało w labirynt".